Zajrzałam przez niewielkie okienko, rejestrując wszystkie szczegóły. Zobaczyłam brukowaną uliczkę, kilka szarawych budynków i samotne drzewo pozbawione liści. Po uliczce przechadzał się człowiek wsparty na lasce. Zgarbiony. Najprawdopodobniej stary. Było jasno, ale ciężkie, deszczowe chmury i tak miały szarawy odcień.
Zrobiłam względny porządek z włosami sterczącymi na wszystkie strony świata, założyłam ulubioną białą koszulkę odsłaniającą ramiona i wsunęłam wysokie buty. Wdrapałam się na parapet, otworzyłam okno i miękko wyskoczyłam z mieszkania. Natychmiast pochłonęło mnie przenikliwe zimno. Przyspieszyłam. Po kilku minutach szybkiego marszu dotarłam do wioski. Podeszłam do pierwszej lepszej chaty i już chciałam otworzyć drzwi, gdy...
Ktoś zrobił to ułamek sekundy przede mną. Chłopak odwrócił się i ujrzałam jego blizny, idące niemal do kości policzkowej.
-Witaj, o pani! - powiedział i udał, że się kłania. - Nie chcę pani niepokoić, ale obawiam się, iż będzie musiała pani udać się gdzie indziej.
-Czyżbyś sugerował mi, że mam opuścić moją upatrzoną ofiarę? Dobre sobie.
Gdy nie zauważyłam jego reakcji, oparłam się o drzwi domu plecami.
-Słuchaj, są trzy wyjścia. Albo robię to sama, albo ty razem ze mną, albo nikt. Co wybierasz? - Spojrzałam na niego wyczekująco.
< Jeff? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz